wtorek, 29 stycznia 2013

TO DO LIST – ułatwienie czy utrapienie?


Tworzenie list tzw. to do to bardzo popularna metoda organizacji i zarządzania czasem.  Ja sama już chyba jestem uzależniona od robienia list: rzeczy do zrobienia, pomysłów i planów. W pracy freelancera, który praktycznie sam decyduje jak ma wyglądać jego dzień, wydaje się to niezbędne. Jeszcze gdy jakiś czas temu przeczytałam książkę Dominique Loreau pt. „Sztuka planowania” - tworzenie list, które tak poleca autorka – popularyzatorka minimalizmu - stało się niezbędnym elementem mojego dnia. Zastanawiam się, czy umiałabym zrobić cokolwiek bez zapisania tego wcześniej na listę ;) Zazwyczaj było tak, że robiłam listę rzeczy do zrobienia na dany tydzień, a następnie rozbijałam to na mniejsze czynności do wykonania w poszczególne dni. Obecnie moje listy przeniosłam do wirtualnego świata - zaczęłam używać programu Remember the Milk. Jest to całkiem fajne rozwiązanie, bo można sobie tworzyć osobne listy stanowiące jakieś projekty, np. ‘praca’, ‘osobiste’, ‘zdrowie’ itp. Jednak zaczęłam się zastanawiać ostatnio, czy to wszystko ma sens, tzn. na pewno ma, ale jaki? Mam tak, że każdy pomysł, który mi przyjdzie do głowy wpisuję od razu na jakąś listę. Efekt? Lista pełna zadań, których nigdy nie wykonasz, bo co chwilę dochodzi jakieś nowe. Powstaje wrażenie, że masz zerową skuteczność. Innym moim problemem dotyczącym list „to do” jest to, że nie umiem przewidzieć, ile wykonanie danej rzeczy zajmie mi czasu, tzn. zazwyczaj zajmuje dłużej niż zakładam. I tak listy tygodniowe przeradzają się w listy miesięczne, których i tak w ciągu miesiąca nie kończę.
to do list

 Moim sposobem na problemy z listami „to do” jest oddzielenie rzeczy, które muszę zrobić od rzeczy, które chcę zrobić. Tym pierwszym przypisuję jakiś deadline, te drugie pozostawiam bez daty i sukcesywnie w wolnych chwilach po prostu realizuję. Poza tym staram się nie planować za dużo na jeden dzień, i tak wszelkie teorie dotyczące planowania przekonują,  że powinno się zostawiać rezerwę czasową na wykonanie nieprzewidzianych zadań. Zawsze jak zostanie czas w danym dniu to lepiej zrobić coś już z kolejnego dnia, niż mieć poczucie, że się nie wyrabia.

Zastanawiam się, czy w dzisiejszych zabieganych czasach listy rzeczy do zrobienia to mus? Pamiętam taką scenę z filmu „Jak ona to robi” - nad głową zasypiającej wieczorem głównej bohaterki pojawia się lista rzeczy do zrobienia do kolejny dzień. Niby fajnie wszystko kontrolować i mieć kompletny plan na następny dzień, ale tak, żeby nie przerodziło się to w małą obsesję i żeby nie zatruwało życia.

to do list

Swoją drogą, pomimo mojego chwilowego zwątpienia w listy, polecam lekturę książki „Sztuka planowania” Dominique Loreau. Na pewno, jak pisze autorka, tworzenie różnego rodzaju list pozwala nawiązać kontakt z samym sobą, skłania do refleksji. Nie chodzi tylko o robienie list „to do”, ale na przykład takich z naszymi sukcesami, osiągnięciami (zapisanie naszego sukcesu czarno na białym zwiększa naszą moc działania, energię i wytrwałość), poprawiaczami humoru (w słabszych chwilach zaglądamy do niej). Z kolei regularne przeglądanie zapisków dotyczących marzeń i planów (nawet tych odległych) motywuje nas do zastanowienia się nad tym, co należy zrobić, aby posuwać się w życiu naprzód i jakich wyborów dokonywać. Polecam tę inspirującą książkę!



piątek, 25 stycznia 2013

Refleksyjny piątek

Zakochałam się w tym cytacie praktycznie od pierwszego przeczytania. Na początek muszę wspomnieć o samej autorce tych słów - Grace Hopper, która była niesamowitą osobą, bardzo inspirującą... Grace Hopper pełniła funkcję kontradmirała marynarki wojennej, ponadto była jedną z pierwszych (!) programistów komputerowych.
"Statek jest bezpieczny, gdy przebywa w porcie, ale nie po to buduje się statki." Cytat ten sprowokował mnie do rozmyślań nad różnego rodzaju lękami... Niezbyt lubię podróżować, wyjeżdżać daleko, w domu czuję się bezpiecznie i tu mi dobrze. Niby mi to nie przeszkadza, ale oglądając zdjęcia z różnych zakątków świata chciałabym się tam znaleźć, poznawać nowe miejsca, kultury i ludzi. Szczerze podziwiam osoby, które dużo podróżują - zostawiają swoją mniej lub bardziej uporządkowaną codzienność, przyziemne sprawy i wyruszają odkrywać nieznane. Być może kiedyś przekonam się do podróżowania, wszystko przede mną - moi rodzice na przykład na emeryturze dużo podróżują, byli pierwszy raz w życiu w Paryżu...
"Wypłyń w morze i rób nowe rzeczy." Pomimo takiego przywiązania do mojego miejsca na ziemi - nie czuję w żaden sposób ograniczenia. Moje marzenia, nowe projekty i pomysły, działalność zawodowa - to wszystko sprawia, że czuję się jakbym "poznawała nowe lądy". Żyję po prostu w swoim świecie, który być może ogranicza się do czterech ścian, Poznania, wielkopolski, ale moja wyobraźnia i marzenia sięgają o wiele dalej...
A świat zwiedzę jak już osiągnę wszystko to, o czym marzę :)

piątek, 18 stycznia 2013

Kreatywna prokrastynacja


Prokrastynacja – ostatnio bardzo modne słowo. Pamiętam moją fascynację nim, zaraz po tym jak je poznałam - jakoś tak jego brzmienie strasznie mi się spodobało, no i gdzieś tam wewnątrz utożsamiałam się z opisywanym przez nie problemem - zwlekaniem. Wikipedia podaje, że prokrastynacja obecnie uważana jest za zaburzenie psychiczne. Czy rzeczywiście jest to aż choroba? A może choroba cywilizacyjna? 

Odkładanie rzeczy na później obejmuje różne dziedziny życia i może towarzyszyć nam już od samego początku dnia – ile razy włączamy drzemkę w telefonie, zwlekając z podniesieniem się z łóżka? Prokrastynacja tłumaczona jest różnymi wymówkami: ochroną przed złymi emocjami (wybieramy zrobienie rzeczy przyjemniejszej dla nas), lękiem przed porażką, pułapką perfekcjonizmu (uważamy, że później lepiej wykonamy to trudne zadanie), lęk przed sukcesem (bo sukces może wiązać się z kolejnymi oczekiwaniami, którym na pewno nie będziemy w stanie sprostać). Zastanawiam się, czy tak jest naprawdę, czy prokrastynacja jest zwykłym usprawiedliwianiem lenistwa i słabej woli.

Jaki jest mój stosunek do tego zjawiska? Jeżeli łapię się na tym, że maniakalnie czegoś nie wykonuję, przyglądam się temu bliżej. Uważam, że jeżeli od jakiegoś czasu nie wykonuję zaplanowanej rzeczy, to musi być jakiś powód ku temu. Zastanawiam się wtedy, czy to jest naprawdę dla mnie ważne? Znaczące dla mojej pracy lub rozwoju? Wydaje mi się, że najczęściej zwlekam ze zrobieniem czegoś, po czym nie spodziewam się natychmiastowych efektów. Jednak jeżeli jest to coś, co muszę wykonać ze względu na obowiązki, nadaję temu znaczenie – znajduję powody, dla których to jest dla mnie ważne, chociażby powiedzenie sobie, że jak to zrobię, będę mogła zająć się czymś innym i pójść do przodu. 
Zerwanie ze zwlekaniem jest trudne, ja cały czas pracuję nad sobą. Spodobał mi się cytat Jessici Hische, który pokazuje, że czasami prokrastynacja może mieć znaczenie i potwierdza moją teorię, że jeżeli mamy problem z zabraniem się do wykonania konkretnej czynności, to musi być ku temu jakiś większy powód:

“The work you do while you procrastinate is probably the work you should be doing for the rest of your life.” (Jessica Hische)

I jeszcze fajny filmik pokazujący podobne podejście. Prokrastynacja może być kreatywna!


Przy okazji tego posta zapraszam do lektury bloga Fundacji Kobieta Nowego Czasu pojawił się tam nowy wpis mojego autorstwa - tym razem o pozytywnym myśleniu w biznesie (jak dla mnie jest to szalenie trudne).



wtorek, 8 stycznia 2013

The Edge and the Rest

Kiedy zobaczyłam na Illustration Friday temat: Edge pierwsze skojarzenie oczywiście padło na zespół U2 i na jednego z występujących w nim muzyków - The Edge'a. Uwielbiam ten zespół już od bardzo dawna nie tylko za sztandarowe: "One", "With or Without You" czy "Pride (In the Name of Love"), ale bardziej za te mniej znane utwory, przepiękne perełki odnalezione wśród hitów na płytach U2 czy na albumach tzw. B Sides. Jedną z takich piosenek jest "Running to Stand Still". Zainspirowała mnie do stworzenia tej ilustracji


Przy okazji postanowiłam przypomnieć sobie moje ulubione utwory U2. Oto moja lista TOP 10 U2 

1. Running to Stand Still
2. Lemon
3. Bad
4. Walk to the Water
5. The Unforgettable Fire
6. Zooropa
7. Ultraviolet (Light My Way)
8. Love is Blindness
9. Hold Me, Thrill Me, Kiss Me, Kill Me
10. In A Little While

(kolejność przypadkowa, nie jestem w stanie powiedzieć, która piosenka najbardziej mi się podoba)

piątek, 4 stycznia 2013

Modny zwierzyniec

Zwierzęta opanowały garderobę i biżuterię. Jak się okazuje motywy zwierzęce są chętnie noszone nie tylko przez małe dziewczynki. Sweter z sową, szopem, lisem czy jeleniem to 'must have' obecnego sezonu jesienno-zimowego. Ciekawe propozycje w tym trendzie miał Topshop, sweter z nietoperzem mnie po prostu powalił. Innym gorącym hitem są czapki-zwierzaki. Jesienią nawet miałam ochotę sobie takową sprawić, ale liczba tych czapek na ulicach mnie przeraża, więc dobrze że tego nie zrobiłam. Osobom, dla których wilk na swetrze czy panda na głowie to za dużo, a które chcą przemycić do swojego wizerunku motywy zwierzęce, pozostaje jeszcze biżuteria ze zwierzętami.


 Z motywów w zwierzęcych do mojej szafy przedarła się wyłącznie sowa. Motyw ten lubię już od dość dawna.

wtorek, 1 stycznia 2013

Nowe

Witam w 2013 roku! Nowy rok to zawsze nowe pomysły, marzenia i plany. Chociaż z tego co czytam i słyszę coraz więcej osób ma takie podejście do nowego roku, że nic nie planuje, nie robi żadnych postanowień noworocznych... podobno i tak nigdy nie są realizowane. Ja moje jedno wielkie postanowienie na 2012 rok wypełniłam, pozostałe w trochę mniejszym stopniu, ale i tak jestem zadowolona, więc w tym roku też się nie migam od postanowień noworocznych i już mam spisaną ich całą listę. Najważniejsze to mieć do czego dążyć, a że w 2012 roku zostałam freelancerem, planowanie i wypełnianie tych planów jest dla mnie bardzo ważne. Wtedy wiem, że idę do przodu... a raczej w odpowiednim kierunku. I tego życzę wszystkim w 2013 roku!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...